- Mam jednoosobowy namiot, śpiwór, szczoteczkę do zębów i zapasy na dwadzieścia cztery godziny - odpowie¬działa, gdy ją o to spytał. - To mi wystarczy. Oczy malca rozbłysły jak dwie gwiazdki, a z jego gardziołka wydobył się rozkoszny gulgot. Uszczęśliwiona Tam¬my porwała go w objęcia i mało brakowało, by rozpłakała się ponownie. De tam było tych zer? Chyba musiało jej się dwoić w oczach, a może i troić. Nie sądziła, że takie bogactwo w ogóle może istnieć. Obudził go śmiech. Mark, półprzytomny po nieprzespa¬nej nocy, z trudem otworzył jedno oko. Budzik wskazywał ósmą rano. Książę nigdy nie wstawał tak późno. - Dlaczego? - spytała Róża. choć domyślała się jaka będzie odpowiedź. - Ty możesz wędrować z planety na planetę, ja zaś umiem wędrować inaczej. Widziałeś kiedyś opadającą świtem - To prywatny list, nie będę ci powtarzać jego treści - odparła z irytacją. Tammy ochłonęła nieco. Chyba się zagalopowała. jednak musiałem spojrzeć w Lustro Prawdy. Było to wielkie naczynie z wodą, bardzo podobne do twojego wulkanu, Róża rozumiała jego smutny nastrój i postanowiła go pocieszyć. Rano oznaczało perspektywę smutnej, przeraźliwie pu¬stej przyszłości, ale teraz... Teraz było teraz. Mark trzyma¬jący ją w ramionach. Jego wargi na jej ustach. Dotyk jego ciała. Ogień w jej żyłach. Tak, teraz, na tych krótkich kilka chwil, ten mężczyzna był jej domem, jej miejscem na ziemi. - Oczywiście, że pozwoli. - Ponieważ to Henry jest prawowitym władcą, nie ja. Zgodnie z konstytucją jestem tylko tymczasowym regen¬tem. Gdy Henry skończy dwadzieścia jeden lat, zasiądzie na tronie. - Szargasz mi reputację - stwierdził zimno Mark, kiedy zostali sami. - Jestem głową państwa, a ty zrobiłaś ze mnie jakiegoś niewyżytego barbarzyńcę. Czy ty wiesz, co to może
Henry pacnął go biszkopcikiem w nos. - Nie czytałam jeszcze testamentu mojej siostry, nie wy¬daje mi się jednak, by zawierał klauzulę uprawniającą panią do dysponowania jej rzeczami - odparła chłodno Tammy, po czym wzięła kieliszek szampana, który podał jej Mark. - Dziękuję. Właśnie tego mi było trzeba. Dom Perignon, jak widzę. Mój ulubiony. - A przedtem? Co było przedtem? - zaatakowała Tammy. - Czy on od urodzenia przebywał z kimś pokroju Kylie?
proponował, żeby spędziła z nim noc. Brunet cały napięty obserwował jak ci odchodzili. Kurwa, mógł zadzwonić! Spójrz na mnie, kiedy będziesz zbliżać się do końca, chcę to odczuć razem z tobą. Chcę
- Właśnie! Cieszyłabym się, mając taką bystrą pokojówkę jak ty. Jesteś doprawdy całkiem przystojny. Nie miał w sobie nic z podniecającego, lecz jakże irytującego wdzięku odwrócił go stanowczo w swoją stronę.
dobrze. - Witaj Królu. Nie przybyłem tu jednak jako twój ambasador... - Wynajmuję niewielki pokój na peryferiach, po połud¬niu wezmę taksówkę i pojadę tam, żeby zabrać to, co mi potrzebne. Całość z pewnością zmieści się do plecaka. Na miejscu kupię sobie nowe dżinsy. Macie chyba dżinsy w Broitenburgu, co? Zaniósł malca na stolik do przewijania, a kiedy uwolnił go od tego, co zaczynało już dziecku mocno przeszkadzać, Henry rozpromienił się i zagulgotał radośnie. I w tym mo-mencie Mark przeraził się nie na żarty - przemknęło mu przez głowę, że chyba kocha tego berbecia. Sęk w tym, że do rana było daleko, a on potrzebował jej teraz, zaraz, natychmiast! starczy jak na jeden raz. Mały też potrzebuje spokoju. najczęściej. Tak, jak dobrze widzi się tylko sercem, tak czasem więcej można powiedzieć pocałunkiem niż